Ali jeszcze długo rozmawiała z szarą damą. W wielu gryfonach, puchonach i ślizgonach ten duch budził odrazę, ale dla niej Helena była jedyną ,,osobą'’, z którą może porozmawiać o utrapieniach podczas pobytu w Hogwarcie. Była jeszcze Mina, ale ona była zawsze z gryfonkami. Teraz Alice rozprawiała z Helą na temat Irytka, który, jak głosiła plotka, w czasie wakacji wypuścił wszystkie gumochłony od Hagrida. Dla Ali nie była to dobra wiadomość, choć dla wielu, wielu uczniów wybawienie. Longbottomówna bardzo dobrze dogadywała się z każdym zwierzęciem. Nawet testralami... Krukonka potrząsnęła głową i oddaliła te wspomnienia. Panna Ravenclaw właśnie pożegnała się i zniknęła za ścianą. Uczennica została sama. Sama w dormitorium. Pomyślała...gdzie by mogła pójść? W tym roku zdaje sumy. Może powinna się pouczyć? O nie, nie nie i jeszcze raz nie! Ma P z transmutacji, dwa W z ONMS i z eliksirów, Zadowalający z Historii Magii i po P z każdego innego przedmiotu. Dobre oceny, prawda? I do tego jeszcze rok szkolny się nie zaczął! Ha! Ale, może pójdzie do biblioteki...W sumie nie przeczytała jeszcze całego tomu ,, Historii Trójcy'’ więc w prawdzie może dziś skończy... Nie dokończyła myśli, bo już pomknęła do kołatki.
-Miłość zapytała przyjaźń: ,,Po co istniejesz, skoro ja już jestem?'’ Co odpowiada przyjaźń?
Krukonka zastanowiła się przez chwilę.
-Hm...Myślę, że odpowiedź brzmi: ,,by zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’
Orzeł uśmiechnął się.
-Ty zawsze dajesz dobre odpowiedzi! Dokładnie jak matka!
Ali zdziwiła się. Jej matko nie była krukonką, ona była puchonką! Kołatka się pomyliła? Oczywiście że nie! To przecież magiczna kołatka. Magiczna rzecz. To nie może się mylić! Ma w sobie tą samą moc, co diadem Roweny Ravenclaw! A skoro się nie myli, to dlaczego mówi takie bujdy? A może jej mama wchodziła tutaj dużo razy, i o to chodziło orłowi? Po chwili zdała sobie sprawę, że przejście się otworzyło. Przeszła więc, i udała się w stronę biblioteki. W połowie drogi natknęła się jednak na swojego przyjaciela, półolbrzyma.
-Cześć Hagrid!
-Cze Alka!-odpowiedział, nazywając ją po przezwisku.
-Gdzie idziesz?
-Po Cibię, Tak se pomyślałem, że byś mi pomogła z testralami, bo Cibię to suchają, mnie to już ni tak bardzo.
Na myśl o testralach dziewczyna cicho westchnęła. Widziała je.W czasie pobytu u wujka Briana ktoś zginął. Kto? Gospodarz. Wujo był na podwórku, grał w Qudditcha z Alice i ciotką Sireną w drużynie, przeciwko jej rodzicom i ciocią Annabell. W czasie gry tłuczek przywalił prosto w rękę Bria i spadł. Latał na wysokości kilkuset metrów, a różdżka została w domu. Zginął na miejscu. Po raz kolejny uczennica oddaliła wspomnienia. Uśmiechnęła się do Rubeusa i odpowiedziała.
-Jasne, są przecież takie niewinne, nie wiem dlaczego inni ich nie lubią. To pewnie przez te mugolskie przesądy...A chodzi tylko o śmierć, a przecież są gorsze rzeczy od umierania!
-Szczera prawda! Wisz, jak Cię poznałem, to od razu pomyślałem se że jesteś jakaś tajemnicza, i że bydziesz słabiutka, i bydziesz uciekała od zwirząt. A ty na ochotnika już na pirszych zajęciach! -Mówił, w trakcie podążania z krukonką w stronę błoni.-Co ja wam wtedy pokazywałem...
-Sklątki jadowite.-Zaśmiała się Alie. Dobrze pamiętała tamten dzień...
Stała w raz z puchonami i krukonami w okół wielkiego ogrodzenia, a w środku skakały beżowo-brązowo-zielone stworzenia, z parą oczu i małymi rurkami zamiast ust. Hagrid opowiedział im o rasach, a także o tym, że ta powstała poprzez skrzyżowanie tylnowybuchowych sklątek z ognistymi. Ali zrobiło się wtedy żal dzieci, które zostały po lekcji zmuszone do pójścia do skrzydła szpitalnego poparzone, lub pokiereszowane. Profesor poprosił, by klasa wybrała ochotnika, albo, by ochotnik zgłosił się sam. Krukonka zauważyła wtedy, że wszystkie twarze blednieją. Zrobiło jej się żal innych, więc ,,poświęciła się'’ i to ona wyszła sprzed szereg. Nauczyciel zapytał ją o imię i nazwisko. ,,Alice Longbottom.'’ i ,,II'’ dodała po chwili. Wielkolud zaprowadził ją wtedy przez furtkę. Wzięła głęboki wdech i poszła w stronę stworzeń. Hagrid nie udzielił jej żadnych ,,lekcji'’ więc musiała radzić sobię sama. Podeszła do największego zwierzęcia, urwała gałąź z drzewa i rzuciła niedaleko sklątki. Stworzenie w podskokach poszło do przedmiotu i wsunęło przez rurkę, a następnie wielkimi susami podeszło do niej, i-co ją bardzo zdziwiło, zaczęło jeść wszystkie gałęzie z drzewa. Później podrzuciłam mu martwego szczura, ale, jak się później okazało, sklątka jadowita jest roślinożercą, i gdyby nie to, że w ostatniej chwili dała jej dużą gałąź, toby mi wyssała całą krew z ręki. Skończyło się tym, że wróciła od Hagrida z blizną na ręce, która została jej do dziś.
Rozprawiała z Hagridem tak długo, aż w końcu, doszli do błoni. popracowała tam z nim 5, a może nawet 6 godzin, mieli dużo pracy. ,,Stadko'’ jak ich nazywał Hagrid liczyło aż 137 oswojonych testrali, z których każdy, dosłownie każdy został nakarmiony, osiodłany, odprowadzony na wybieg, później przyprowadzony z powrotem (przyprowadzony dopiero wtedy, kiedy każde posłanie zostało wyczyszczone) i przywiązany w ciągu tych kilku godzin. Po pracy Alice wróciła do salonu Krukonów, znużona położyła się spać, pamiętając o tym, że profesor zaprosił ją jutro na podwieczorek. Przebrała się w niebieskie pidżamy i zasnęła.
Następny dzień był bardzo przyjemny. Obudziły ją jasne promyki słońca, które oświetlały dormitorium. Ubrała się w szatę szkolną, ulubione czarne trampki i srebrny naszyjnik, który był w rodzinie Longbottom od wieków. Po zjedzeniu śniadania w salonie z opiekunem (ponieważ dopiero w czasie roku szkolnego nauczyciele jedzą w WS), poczytała książkę ,,Jak Merlin został Merlinem'' i poszła do Hagrida. Kiedy wróciła, z chęcią wymiotowania po placku cytrusowym zauważyła, że za 10 minut zegar wybije godzinę, o której miała przyjechać reszta uczniów. Czym prędzej pomknęła w stronę WS. Usiadła przy stole krukonów, i poczekała na resztę uczniów. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że panna Longbottom już na nich czeka! Kiedy młodzież usiadła i pani dyrektor wygłosiła swoją przemowę prof. Longbottom przyniósł Tiarę Przydziału. Czapka, kiedy wszyscy już zamilkli zaśpiewała pieśń:
Kilkadziesiąt wieków,
Istnieje od czasu gdy,
Czterej najpotężniejsi,
Spełnili swoje sny.
Założyli szkołę,
Co Hogwart się zwie,
Gdy teraz w niej jesteśmy,
Przypływa w nich duma i gniew.
Zostaniecie przydzieleni dzisiejszego dnia,
Do miejsca któe znane wam jest jako dom.
Traficie tam gdzie pasujecie,
A możliwości jest wiele!
Może łączy was odwaga,
oraz do bohaterstwa chęć,
jesli tak to Gryffindor,
pomoże wam kształtować się.
Albo jesteście mądrzy,
Więc znacie odpowiedź na pytanie,
Gdzie by was to przydzielić?
,,Ravenclaw'’ to wasze wyznanie.
No chyba że jesteś sprytny,
i czystą krew w innych cenisz,
Wtedy dom osamotnionych,
czyli przyjmie Cię sam Slytherin,
Który uciekł stąd gdzieś w dal.
Ale jeśli masz cechę inną,
Która inna jest niż odwaga czy spryt,
To puchoni Cię zabiorą,
Bo można przecież tym innym być.
A to ja, Tiara Przydziału was przydzielam,
może i przyjaciół porozdzielam,
Gołąbki rozkłócę,
Ale muszę stwierdzić,
Że mojej działalności nie zakłócę,
Już czas! Zakładajcie mnie na głowy,
Wybiorę wam dom, który będzie dla was nowy!
-Miłość zapytała przyjaźń: ,,Po co istniejesz, skoro ja już jestem?'’ Co odpowiada przyjaźń?
Krukonka zastanowiła się przez chwilę.
-Hm...Myślę, że odpowiedź brzmi: ,,by zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’
Orzeł uśmiechnął się.
-Ty zawsze dajesz dobre odpowiedzi! Dokładnie jak matka!
Ali zdziwiła się. Jej matko nie była krukonką, ona była puchonką! Kołatka się pomyliła? Oczywiście że nie! To przecież magiczna kołatka. Magiczna rzecz. To nie może się mylić! Ma w sobie tą samą moc, co diadem Roweny Ravenclaw! A skoro się nie myli, to dlaczego mówi takie bujdy? A może jej mama wchodziła tutaj dużo razy, i o to chodziło orłowi? Po chwili zdała sobie sprawę, że przejście się otworzyło. Przeszła więc, i udała się w stronę biblioteki. W połowie drogi natknęła się jednak na swojego przyjaciela, półolbrzyma.
-Cześć Hagrid!
-Cze Alka!-odpowiedział, nazywając ją po przezwisku.
-Gdzie idziesz?
-Po Cibię, Tak se pomyślałem, że byś mi pomogła z testralami, bo Cibię to suchają, mnie to już ni tak bardzo.
Na myśl o testralach dziewczyna cicho westchnęła. Widziała je.W czasie pobytu u wujka Briana ktoś zginął. Kto? Gospodarz. Wujo był na podwórku, grał w Qudditcha z Alice i ciotką Sireną w drużynie, przeciwko jej rodzicom i ciocią Annabell. W czasie gry tłuczek przywalił prosto w rękę Bria i spadł. Latał na wysokości kilkuset metrów, a różdżka została w domu. Zginął na miejscu. Po raz kolejny uczennica oddaliła wspomnienia. Uśmiechnęła się do Rubeusa i odpowiedziała.
-Jasne, są przecież takie niewinne, nie wiem dlaczego inni ich nie lubią. To pewnie przez te mugolskie przesądy...A chodzi tylko o śmierć, a przecież są gorsze rzeczy od umierania!
-Szczera prawda! Wisz, jak Cię poznałem, to od razu pomyślałem se że jesteś jakaś tajemnicza, i że bydziesz słabiutka, i bydziesz uciekała od zwirząt. A ty na ochotnika już na pirszych zajęciach! -Mówił, w trakcie podążania z krukonką w stronę błoni.-Co ja wam wtedy pokazywałem...
-Sklątki jadowite.-Zaśmiała się Alie. Dobrze pamiętała tamten dzień...
Stała w raz z puchonami i krukonami w okół wielkiego ogrodzenia, a w środku skakały beżowo-brązowo-zielone stworzenia, z parą oczu i małymi rurkami zamiast ust. Hagrid opowiedział im o rasach, a także o tym, że ta powstała poprzez skrzyżowanie tylnowybuchowych sklątek z ognistymi. Ali zrobiło się wtedy żal dzieci, które zostały po lekcji zmuszone do pójścia do skrzydła szpitalnego poparzone, lub pokiereszowane. Profesor poprosił, by klasa wybrała ochotnika, albo, by ochotnik zgłosił się sam. Krukonka zauważyła wtedy, że wszystkie twarze blednieją. Zrobiło jej się żal innych, więc ,,poświęciła się'’ i to ona wyszła sprzed szereg. Nauczyciel zapytał ją o imię i nazwisko. ,,Alice Longbottom.'’ i ,,II'’ dodała po chwili. Wielkolud zaprowadził ją wtedy przez furtkę. Wzięła głęboki wdech i poszła w stronę stworzeń. Hagrid nie udzielił jej żadnych ,,lekcji'’ więc musiała radzić sobię sama. Podeszła do największego zwierzęcia, urwała gałąź z drzewa i rzuciła niedaleko sklątki. Stworzenie w podskokach poszło do przedmiotu i wsunęło przez rurkę, a następnie wielkimi susami podeszło do niej, i-co ją bardzo zdziwiło, zaczęło jeść wszystkie gałęzie z drzewa. Później podrzuciłam mu martwego szczura, ale, jak się później okazało, sklątka jadowita jest roślinożercą, i gdyby nie to, że w ostatniej chwili dała jej dużą gałąź, toby mi wyssała całą krew z ręki. Skończyło się tym, że wróciła od Hagrida z blizną na ręce, która została jej do dziś.
Rozprawiała z Hagridem tak długo, aż w końcu, doszli do błoni. popracowała tam z nim 5, a może nawet 6 godzin, mieli dużo pracy. ,,Stadko'’ jak ich nazywał Hagrid liczyło aż 137 oswojonych testrali, z których każdy, dosłownie każdy został nakarmiony, osiodłany, odprowadzony na wybieg, później przyprowadzony z powrotem (przyprowadzony dopiero wtedy, kiedy każde posłanie zostało wyczyszczone) i przywiązany w ciągu tych kilku godzin. Po pracy Alice wróciła do salonu Krukonów, znużona położyła się spać, pamiętając o tym, że profesor zaprosił ją jutro na podwieczorek. Przebrała się w niebieskie pidżamy i zasnęła.
Następny dzień był bardzo przyjemny. Obudziły ją jasne promyki słońca, które oświetlały dormitorium. Ubrała się w szatę szkolną, ulubione czarne trampki i srebrny naszyjnik, który był w rodzinie Longbottom od wieków. Po zjedzeniu śniadania w salonie z opiekunem (ponieważ dopiero w czasie roku szkolnego nauczyciele jedzą w WS), poczytała książkę ,,Jak Merlin został Merlinem'' i poszła do Hagrida. Kiedy wróciła, z chęcią wymiotowania po placku cytrusowym zauważyła, że za 10 minut zegar wybije godzinę, o której miała przyjechać reszta uczniów. Czym prędzej pomknęła w stronę WS. Usiadła przy stole krukonów, i poczekała na resztę uczniów. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że panna Longbottom już na nich czeka! Kiedy młodzież usiadła i pani dyrektor wygłosiła swoją przemowę prof. Longbottom przyniósł Tiarę Przydziału. Czapka, kiedy wszyscy już zamilkli zaśpiewała pieśń:
Kilkadziesiąt wieków,
Istnieje od czasu gdy,
Czterej najpotężniejsi,
Spełnili swoje sny.
Założyli szkołę,
Co Hogwart się zwie,
Gdy teraz w niej jesteśmy,
Przypływa w nich duma i gniew.
Zostaniecie przydzieleni dzisiejszego dnia,
Do miejsca któe znane wam jest jako dom.
Traficie tam gdzie pasujecie,
A możliwości jest wiele!
Może łączy was odwaga,
oraz do bohaterstwa chęć,
jesli tak to Gryffindor,
pomoże wam kształtować się.
Albo jesteście mądrzy,
Więc znacie odpowiedź na pytanie,
Gdzie by was to przydzielić?
,,Ravenclaw'’ to wasze wyznanie.
No chyba że jesteś sprytny,
i czystą krew w innych cenisz,
Wtedy dom osamotnionych,
czyli przyjmie Cię sam Slytherin,
Który uciekł stąd gdzieś w dal.
Ale jeśli masz cechę inną,
Która inna jest niż odwaga czy spryt,
To puchoni Cię zabiorą,
Bo można przecież tym innym być.
A to ja, Tiara Przydziału was przydzielam,
może i przyjaciół porozdzielam,
Gołąbki rozkłócę,
Ale muszę stwierdzić,
Że mojej działalności nie zakłócę,
Już czas! Zakładajcie mnie na głowy,
Wybiorę wam dom, który będzie dla was nowy!
Hahahahhahahahaha! 00.30, a ja wstawiam :D Najtrudniej mi było wymyśleć piosenkę, ale wyszła dobrze, a wy, jak myślicie? Proszę, napiszcie czy chcecie dostawać informacje o następnych rozdziałach w komentarzu pod tym rozdziałem, lub w SpamoGwarcie :) Lily będę wysyłać, ale co do np. Makowej Pani to nie mam pewności :) Ja ide się porządnie wyspać :0 W końcu dziś moje urodziny :D
~Wikkusia