poniedziałek, 25 sierpnia 2014

4.,,By zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’

Ali jeszcze długo rozmawiała z szarą damą. W wielu gryfonach, puchonach i ślizgonach ten duch budził odrazę, ale dla niej Helena była jedyną ,,osobą'’, z którą może porozmawiać o utrapieniach podczas pobytu w Hogwarcie. Była jeszcze Mina, ale ona była zawsze z gryfonkami. Teraz Alice rozprawiała z Helą na temat Irytka, który, jak głosiła plotka, w czasie wakacji wypuścił wszystkie gumochłony od Hagrida. Dla Ali nie była to dobra wiadomość, choć dla wielu, wielu uczniów wybawienie. Longbottomówna bardzo dobrze dogadywała się z każdym zwierzęciem. Nawet testralami... Krukonka potrząsnęła głową i oddaliła te wspomnienia. Panna Ravenclaw właśnie pożegnała się i zniknęła za ścianą. Uczennica została sama. Sama w dormitorium. Pomyślała...gdzie by mogła pójść? W tym roku zdaje sumy. Może powinna się pouczyć? O nie, nie nie i jeszcze raz nie! Ma P z transmutacji, dwa W z ONMS i z eliksirów, Zadowalający z Historii Magii i po P z każdego innego przedmiotu. Dobre oceny, prawda? I do tego jeszcze rok szkolny się nie zaczął! Ha! Ale, może pójdzie do biblioteki...W sumie nie przeczytała jeszcze całego tomu ,, Historii Trójcy'’ więc w prawdzie może dziś skończy... Nie dokończyła myśli, bo już pomknęła do kołatki.
-Miłość zapytała przyjaźń: ,,Po co istniejesz, skoro ja już jestem?'’ Co odpowiada przyjaźń?
Krukonka zastanowiła się przez chwilę.
-Hm...Myślę, że odpowiedź brzmi: ,,by zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’
Orzeł uśmiechnął się.
-Ty zawsze dajesz dobre odpowiedzi! Dokładnie jak matka!
Ali zdziwiła się. Jej matko nie była krukonką, ona była puchonką! Kołatka się pomyliła? Oczywiście że nie! To przecież magiczna kołatka. Magiczna rzecz. To nie może się mylić! Ma w sobie tą samą moc, co diadem Roweny Ravenclaw! A skoro się nie myli, to dlaczego mówi takie bujdy? A może jej mama wchodziła tutaj dużo razy, i o to chodziło orłowi? Po chwili zdała sobie sprawę, że przejście się otworzyło. Przeszła więc, i udała się w stronę biblioteki. W połowie drogi natknęła się jednak na swojego przyjaciela, półolbrzyma.
-Cześć Hagrid!
-Cze Alka!-odpowiedział, nazywając ją po przezwisku.
-Gdzie idziesz?
-Po Cibię, Tak se pomyślałem, że byś mi pomogła z testralami, bo Cibię to suchają, mnie to już ni tak bardzo.
Na myśl o testralach dziewczyna cicho westchnęła. Widziała je.W czasie pobytu u wujka Briana ktoś zginął. Kto? Gospodarz. Wujo był na podwórku, grał w Qudditcha z Alice i ciotką Sireną w drużynie, przeciwko jej rodzicom i ciocią Annabell. W czasie gry tłuczek przywalił prosto w rękę Bria i spadł. Latał na wysokości kilkuset metrów, a różdżka została w domu. Zginął na miejscu. Po raz kolejny uczennica oddaliła wspomnienia. Uśmiechnęła się do Rubeusa i odpowiedziała.
-Jasne, są przecież takie niewinne, nie wiem dlaczego inni ich nie lubią. To pewnie przez te mugolskie przesądy...A chodzi tylko o śmierć, a przecież są gorsze rzeczy od umierania!

-Szczera prawda! Wisz, jak Cię poznałem, to od razu pomyślałem se że jesteś jakaś tajemnicza, i że bydziesz słabiutka, i bydziesz uciekała od zwirząt. A ty na ochotnika już na pirszych zajęciach! -Mówił,  w trakcie podążania z krukonką w stronę błoni.-Co ja wam wtedy pokazywałem...
-Sklątki jadowite.-Zaśmiała się Alie. Dobrze pamiętała tamten dzień...

Stała w raz z puchonami i krukonami w okół wielkiego ogrodzenia, a w środku skakały beżowo-brązowo-zielone stworzenia, z parą oczu i małymi rurkami zamiast ust.  Hagrid opowiedział im o rasach, a także o tym, że ta powstała poprzez skrzyżowanie tylnowybuchowych sklątek z ognistymi. Ali zrobiło się wtedy żal dzieci, które zostały po lekcji zmuszone do pójścia do skrzydła szpitalnego poparzone, lub pokiereszowane. Profesor poprosił, by klasa wybrała ochotnika, albo, by ochotnik zgłosił się sam. Krukonka zauważyła wtedy, że wszystkie twarze blednieją. Zrobiło  jej się żal innych, więc ,,poświęciła się'’ i to ona wyszła sprzed szereg. Nauczyciel zapytał ją o imię i nazwisko. ,,Alice Longbottom.'’ i ,,II'’ dodała po chwili. Wielkolud zaprowadził ją wtedy przez furtkę. Wzięła głęboki wdech i poszła w stronę stworzeń. Hagrid nie udzielił jej żadnych ,,lekcji'’ więc musiała radzić sobię sama. Podeszła do największego zwierzęcia, urwała gałąź z drzewa i rzuciła niedaleko sklątki. Stworzenie w podskokach poszło do przedmiotu i wsunęło przez rurkę, a następnie wielkimi susami podeszło do niej, i-co ją bardzo zdziwiło, zaczęło jeść wszystkie gałęzie z drzewa. Później podrzuciłam mu martwego szczura, ale, jak się później okazało, sklątka jadowita jest roślinożercą, i gdyby nie to, że w ostatniej chwili dała jej dużą gałąź, toby mi wyssała całą krew z ręki. Skończyło się tym, że wróciła od Hagrida z blizną na ręce, która została jej do dziś. 

Rozprawiała z Hagridem tak długo, aż w końcu, doszli do błoni. popracowała tam z nim 5, a może nawet 6 godzin, mieli dużo pracy. ,,Stadko'’ jak ich nazywał Hagrid liczyło aż 137 oswojonych testrali, z których każdy, dosłownie każdy został nakarmiony, osiodłany, odprowadzony na wybieg, później przyprowadzony z powrotem (przyprowadzony dopiero wtedy, kiedy każde posłanie zostało wyczyszczone) i przywiązany w ciągu tych kilku godzin. Po pracy Alice wróciła do salonu Krukonów, znużona położyła się spać, pamiętając o tym, że profesor zaprosił ją jutro na podwieczorek. Przebrała się w niebieskie pidżamy i zasnęła.

Następny dzień był bardzo przyjemny. Obudziły ją jasne promyki słońca, które oświetlały dormitorium. Ubrała się w szatę szkolną, ulubione czarne trampki i srebrny naszyjnik, który był w rodzinie Longbottom od wieków. Po zjedzeniu śniadania w salonie z opiekunem (ponieważ dopiero w czasie roku szkolnego nauczyciele jedzą w WS), poczytała książkę ,,Jak Merlin został Merlinem'' i  poszła do Hagrida. Kiedy wróciła, z chęcią wymiotowania po placku cytrusowym zauważyła, że za 10 minut zegar wybije godzinę, o której miała przyjechać reszta uczniów. Czym prędzej pomknęła w stronę WS. Usiadła przy stole krukonów, i poczekała na resztę uczniów. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że panna Longbottom już na nich czeka! Kiedy młodzież usiadła i pani dyrektor wygłosiła swoją przemowę prof. Longbottom przyniósł Tiarę Przydziału. Czapka, kiedy wszyscy już zamilkli zaśpiewała pieśń:

 Kilkadziesiąt wieków, 
Istnieje od czasu gdy,
Czterej najpotężniejsi,
Spełnili swoje sny.
Założyli szkołę,
Co Hogwart się zwie, 
Gdy teraz w niej jesteśmy, 
Przypływa w nich duma i gniew.
Zostaniecie przydzieleni dzisiejszego dnia, 
Do miejsca któe znane wam jest jako dom.
Traficie tam gdzie pasujecie,
A możliwości jest wiele!
Może łączy was odwaga,
oraz do bohaterstwa chęć,
jesli tak to Gryffindor,
pomoże wam kształtować się.
Albo jesteście mądrzy,
Więc znacie odpowiedź na pytanie,
Gdzie by was to przydzielić?
,,Ravenclaw'’ to wasze wyznanie.
No chyba że jesteś sprytny,
i czystą krew w innych cenisz,
Wtedy dom osamotnionych,
czyli przyjmie Cię sam Slytherin, 
Który uciekł stąd gdzieś w dal.
Ale jeśli masz cechę inną,
Która inna jest niż odwaga czy spryt,
To puchoni Cię zabiorą,
Bo można przecież tym innym być.
A to ja, Tiara Przydziału was przydzielam,
może i przyjaciół porozdzielam,
Gołąbki rozkłócę,
Ale muszę stwierdzić, 
Że mojej działalności nie zakłócę,
Już czas! Zakładajcie mnie na głowy,
Wybiorę wam dom, który będzie dla was nowy!



Hahahahhahahahaha! 00.30, a ja wstawiam :D Najtrudniej mi było wymyśleć piosenkę, ale wyszła dobrze, a wy, jak myślicie? Proszę, napiszcie czy chcecie dostawać informacje o następnych rozdziałach w komentarzu pod tym rozdziałem, lub w SpamoGwarcie :) Lily będę wysyłać, ale co do np. Makowej Pani to nie mam pewności :) Ja ide się porządnie wyspać :0 W końcu dziś moje urodziny :D

~Wikkusia

środa, 20 sierpnia 2014

3.Kawał Pottera.

Alice długo leżała na swoim łóżku. Myślała... Wczorajszego dnia tyle się zdarzyło... Kłótnia rodziców, zepsucie urodzin, podsłuchana rozmowa rodziców Miny, a potem przysłuchwianie się dyskusji jej ojca i Luny Scamander! A jutro znowu w Hogwarcie...Sama nie wiedziała, czy ma się cieszyć z tego powodu, czy nie? Dla Miny ta szkoła była wybawieniem, a dla niej? Niczym. Mogłaby poświęcić wszystko, naprawdę wszystko, tylko żeby te wyjce nie eksplodowały w tej przeklętej, Wielkiej Sali. To jej przedostatni rok, i co? I nic. Nie miała jeszcze żadnego chłopaka, żadnych przyjaciół...oprócz Scamanderówny, oczywiście. Nie miała prawie nikogo! Mina miała o tyle dobrze, że miała już chłopaka, i plan na życie. Chciała być uzdrowicielką, ale najpierw, tak samo jak i Alie miała w planach, pomóc rodzicom. To wszystko. ,,Pragnę szczęścia rodziców!'’ -pomyślała.-,,I zrobię to! Nawet, jeśli by to była ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu!'’  Jutro pojedzie do Hogwartu, zwędzi veritaserum od Slughorna... Czekaj...Jutro? Przecież urodziny obchodziła w Lipcu! Jakim cudem na jej magicznym kalendarzu jest już 31 sierpnia? Zdziwiona wstała z łóżka, i zeszła do jadalni.
Mama i tata właśnie kłócili się o wyjazd do Hogwartu. Alice przerwała dyskusję pytaniem:
-Kto przyśpieszył czas? Wczoraj był Lipiec, a dziś końcówka sierpnia!
Pan Longbottom odpowiedział po chwili.
-Znowu Potter...zabrali go już na przesłuchanie do ministerstwa...Trzy razy w tym roku przyśpieszył czas! Będą musieli mu chyba złamać różdżkę, jak tak dalej pójdzie! James powinien wiedzieć, czego się nie powinno się robić!-Powiedział z poważną miną. Widząc rzadko spotykane zainteresowanie córki, kontynuował-Bo czas bardzo trudno przyśpieszyć, a cofnąć? To jest możliwe, ale tylko dzięki zgodzie ministerstwa i trzeba mieć jeszczę zmieniacz czasu! -Wytłumaczył.
Alice rozejrzała się po pokoju. Przyścianie leżał jej bagarz, bagarz ojca, Druzgotka Więcowata, Litrysk Rędzolowaty i Garfilec kwiecisty. Oczywiścię nie licząc Mimblusa Mimbeltoni, ulubionej rośliny Neville’a. Alie już wiedziała, jak to krukoni mieli w zwyczaju, że tata i tym razem pojedzie do szkoły dzień wcześniej, by wszystko ,,przygotować'’ Ale co przygotować? Może szklarnię? Ale teraz zauważyła jeszcze jedną rzecz. Jest tam jeszcze jeden bagarz! Czy to możliwę że tym razem tatuś zabierze swoją kochaną jedyną córeczkę?
-Tatusiu, a co robi tam mój bagarz? -Spytała używając zdrobnienia, co jej tacie bardzo się spodobało, a następnie wskazała na ścianę-przylepkę.
-Och...pomyślałem sobię, że pojedziesz ze mną! Będziesz o dzień dłużej w Hogwarcie! -Wytłumaczył Neville.
-Dobrze!-Uśmiechnęła się Alie. -Mam jeszcze jedno malutkie pytanko...Jakim cudem mnie spakowałeś?
-Ach...-Nauczyciel pomachał różdżką-Magia!
-Dobra, to ja tylko wezmę Piankę i Erę i już możemy jechać!-Powiedziała, i niczym nimus 3014 pobiegła do pokoju. Wzięła kochanego, różowego stworka, ale ten, piszczał i malutkimi rączkami pokazywał usta.
-Ach...no tak! Nie jadłaś od przyśpieszonego miesiąca!-Westchnęła uczennica, wyjęła z szafki zapasowe opakowanie fasolkek wszystkich smaków,wzięła z niego trzy czerwone fasoleczki i dała Piance. Stwór zapiszczał przyjaźnie. Następnie zajęła się karmieniem Ery. Jej sowa, widocznie zadowolona zleciała z szafki, na rękę właścicielki.  Alice usmiechnęła się do obu pupilów i wróciła do jadalni,  która, jak zwykle, w biało-zielonej tapecie, ze stołem na środku wokół którego było mnóstwo krzeseł,  była osaczona przez bluszcz którego zbyt dobrze pielęgnował jej ojciec. Weszła do przez hol, który jak większość pomieszczeń był cały w roślinach, kwiatach, pyłkach i innych. Weszła do salonu. Prof. Longbottom już na nią czekał. Ucałowała mamę, która miała nadąsaną minę i wyszła na ulicę. W Hogsmeade, w części wsi było bardzo malowniczo i spokojnie. zielona trawa, na której błyszczały krople rosy, konary drzew, i ich gałęzie wiły się w spokojnym rytmie, a głębokie rowy pomiędzy ulicami otaczały śliczne kwiaty różnych kolorów. Lekki wiaterek, powiewał od strony północnej, roznosząc zapach stokrotek i żonkili, które rosły w ogrodzie jej ojca. Przymocowała do miotły bagaż, wypuściła sowę i wzleciała w powietrze swym piorunem 9. Jej tata skierował swą miotłę w stronę wielkiego kamiennego zamku. Alice poszła w jego ślady. Z całych sił próbowała nie wyprzedzać taty, ale, okazało się to nie możliwę. Mimo, że Neville miał pioruna 6 ilość bagaży obciążało miotłę i powodowało wolne latanie. W końcu dolecieli do szkoły. Powitała ich pani McGonnagall, i poinformowała młodą uczennicę, żeby poszła do swojego dormitorium. Alie skierowała się więc do Ravenclawu. Podeszła do kołatki w kształcie orła. Była tu już nie raz, więc nie zdziwiła się, kiedy kołatka przemówiła:
-Kiedy wymyślono powstanie szkoły Hogwart? -Zadała zagadkę kołatka.
Po kilku minutowym zastanowieniu krukonka odpowiedziała:
-Wtedy, kiedy był na to czas.
-Sprytnie.
Kiedy uczennica została wpuszczona do pokoju wspólnego rozejrzała się. było tam tak jak zawsze.  Nadal posiada wdzięczne, duże, łukowate okna, z których roztacza się przepiękny widok na błonia i stadion quidditcha, a ściany obwieszone są niebieskim i brązowym jedwabiem .Uwypuklony sufit jest pomalowany gwiazdami. Stoły, krzesła i regały obejmują  przestrzeń podłogi, a pomnik z białego marmuru Roweny Ravenclaw stoi obok drzwi.
Uśmiechnięta Alie usiadła, i zauważyła szarą damę, latającą wokół gwiazd.
-Witaj.-Przywitała się.
-Och!-Wystraszyła się szara dama, ale kiedy zobaczyła, że to Longbottomówna odetchnęła.- To ty, co tutaj robisz? Wydawało mi się że jutro będziecie przyjeżdżać!
-Mój tata przywiózł mnie dzień przed.-Uśmiechnęła się krukonka.
Siema :*
Jak tam u was? Bo ja dziś jestem umówiona z Mel!
Chciałam wstawić rozdział już wczoraj, ale...wybrałam się do Krakowa z tatą, i byłam w największym centrum handlowym w Europie! (Nie martw się Mel, tobie też coś kupiłam) 
Ten rozdział, przyznam szczerze, nie wyszedł najlepiej...Sorry :)
Będzie lepiej, dopiero się uczę :D
To co? Czeeee!

\~Wikkusia

czwartek, 14 sierpnia 2014

2.,,Mugolszczyzna'' i ,,Porozmawiam z Nevillem''

Alice siedziała na parapecie sypialni swej koleżanki...nie wiedziała nawet kiedy tam się znalazła. Teraz wszystko wydawało jej się ponure, jak przy ataku dementora. Nawet kochany pokój, otoczony śliczną, żółtą tapetą, na której widniały kolorowe motyle, które latały, jakby była to najfajniejsza czynność pod słońcem, te plakaty z ulubionymi kapelami Miny, ,,Fatalne Jędze'' i ,,Burzliwe Wiedźmy'', nie wspominając już o jej słodkim różowym puszystym przyjacielu, którego kupiła ze sklepu Weasleyów, to wszystko, te wszystkie rzeczy były dla niej jakieś dziwnie szare. Myślała, że przyzwyczaiła się już do tych kłótni, sądziła, że nie może być gorzej, a jednak myliła się. Poczuła, że ktoś smyra jej szyje. Pianka, jej Gipkon, stworzenie które ,,wynalazł'' wujek Greorge, tuliło się doniej. Próbowało pocieszyć właścicielkę. W tej chwili Alice zdała sobie sprawę, że wpatruje się w nią para niebieskich oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. Mina odwzajemniła uśmiech, bez ostrzeżenia Scamander'ówna przytuliła ją, skazując Piankę na upadek. Futrzak zaczął piszczeć wściekle na Minę. Dziewczyny wybuchły śmiechem. Właśnie w takich sytuacjach jeden moment pozwala zapomnieć...przynajmniej na jedną chwilę.
No, ale czemu się aż tak wściekła? Przecież tyle razy rodzice się kłócili, czy nie nauczyła się już tego tolerować? NIE. Tolerowała to przez 16 lat. Czy będzie musiała uciec z domu, czy umrzeć, byle to już się skończyło! Nie ma kolegów, nie miała żadnego chłopaka, bo wszyscy boją się, że jej rodzice są ,,nienaturalnie stuknięci'', tak. Tyle razy słyszała takie rzeczy, kiedy przechodziła przez korytarze jej kochanej szkoły, Hogwart. Kiedy poszła tam po raz pierwszy, miała nadzieję, że będzie miała spokój, przez te 10 miesięcy, ale nie! Przecież rodzice musieli się kontaktować, a jak to najlepiej zrobić? Przez wyjce! I tak za każdym śniadaniem, z stołu nauczycielskiego dochodził ten sam krzyk, ten sam głos jej matki. Mina miała na tyle uproszczoną sprawę, że jej ojciec nie nauczał w jej szkole. Wtem usłyszała krzyki, dobiegające z dołu, najprawdopodobniej z jadalni. Spojrzała na Minę. Mina miała minę, jakby odwołali pociąg do Hogwartu. Wypuściła Alice z uścisku. Ona natomiast wzięła Piankę na swoje ramie. Mina podeszła do drzwi. Alice zawahała się, ale także zaczęła podsłuchiwać rozmowę.
-Ale Alie jest obrażona na rodziców, nie chce urodzin!
-Jej rodzice kazali nam ją zaprowadzić na imprezę, więc nie mamy wyjścia!Choć Ona jest tak źle wychowywana, jak ona to może znieść, te kłótnie...
-Wiesz, Rolf, my nie jesteśmy lepsi...
-Co?!!
-My też...
-To są normalne sprzeczki.-Orzekł stanowczo.
-Słyszałam, jak Fleur nas obgaduje...
-A co mnie obchodzą Weasleye!
-Ale inne rodziny tak często się nie kłócą...
-Czyli co masz na myśli?
-Ja...No...nic.-Powiedziała Luna, ale Alie poszuła, że to słowo ,,nic'' jest powiedziane bardzo nie pewnie, jakby pani Scamander coś ukrywała.
-No, więc zabierzmy dziewczyny do czterech mioteł, bo jeszcze Mina będzie miała problemy w szkole!-Warknął pan Scamander, widocznie spięty.
-Neville nigdy nie ocenia ludzi po rodzicach!-Zaprzeczyła Luna
-Co Ty powiadasz!
-No!
-Dobra, zabierzmy je do tego przeklętego baru...
Dziewczyny usłyszały kroki. Odeszły, jak oparzone od drzwi. Mina usiadła na łóżku, a Alie na parapecie.
Nie minęła minuta, a pani Scamander otworzyła drzwi od pokoju córki.
-Alice, rodzice proszą, żebyśmy Cię zabrali do czterech mioteł, na urodziny. Przykro mi, że twoi rodzice się pokłócili. Porozmawiam z Nevillem, może coś poradzę...Ale teraz choć, impreza się bez Ciebie nie zacznie!

Alie jednak wiedziała, że nikt na nią nie przyjdzie, Victorie mogła w trzy minuty wysłać swoją płomykówkę do wszystkich znajomych, o tym, że impreza się nie odbędzie. Nie myliła się. Gdy weszła do lokacji, i wysłuchała dłuuuuuuugich przeprosin rodziców, nikt nie przybył. Była już 21.39. ,,Nie przyjdą'' pomyślała. Więc tracąc wszelką nadzieję, że chociaż chłopak Miny, Roger będzie łaskawy przyjść na urodziny, skupiła się na słowach matki Miny ,,nic.'' Coś tu cuchnęło, i to nie od palących się kotletów w kuchni! Czekajcie...Palące kotlety? Jej mama zostawiła jedzenie w kuchni!
-Kotlety się palą! -Pisnęła, ale na szczęście Mina zareagowała natychmiast. odbiegła do kuchenki i jednym pstryknięciem zatrzymała pożar. Alie była pewna, że usłyszała pomruk Miny ,,Mugolszczyzna''
Nagle usłyszały rozmowę, tyle że tym razem Luny i Neville'a.
-Alice jest smutna...tyle razy się kłócicie...Wiem Neville, ja i Rolf też się kłócimy, ale...oboje postarajmy się dawać przyzwoity przykład dla córek...to takie ważne żeby wyrosły na piękne, miłe kobiety...proszę.
-Dobrze...Zrobię to...tylko dlatego że mnie oto poprosiłaś.
Alie i Mina wymieniły spojrzenia...w ich mózgach właśnie kiełkowała pewna myśl...ale natychmiast wyrzuciły ją z głowy. Oni są tylko przyjaciółmi! Prawda?...

~Jak siedzi na parapecie~

Baaaaaardzo krótki...wiem...ale dużo wytłumaczył? Czy mało? Tak, dziewczynki już coś zauważają... za jakieś...nie wiem...2? 3 rozdziały będą w Hogwarcie....Rozdziały będą co tydzień! Zapamiętajcie! Czasem co 8/7/6 dni. Tak. Taka regularność :) I tak! Ubarwiłam życie Miny chłopakiem...który będzie tu jakąś swoją role wykonywał :) I to dużą, ale nie warto go w bohaterach ujawniać...bo po co? XD Paaaa! Do następnego

#Zapraszam, komentujcie! Uwielbiam spamy komentarzami!#

~Wikkusia

Zwiastun!!!

Jest zwiastun! Popatrzcie, oto link do zwiastunu:

https://www.youtube.com/watch?v=2zOTQLvWzT0


A to, do zwiastunolandii:

http://zwiastuno-landia-emerald.blogspot.com/


Dzięki Emerald, piękny, ideał! Już jutro następny rozdział! :D

~Wikkusia

niedziela, 10 sierpnia 2014

Zwiastunownia precz, Zwiastunolandia jest :D

Taaaa... Zwiastunownio, wkurzyłam się. nie zaakceptowaliście mojej prośby! Co je źle zrobiłam? Pfff....zresztą... Dzięki Mrs. Emerald będę miała zwiastun, i już się zgodziła że zrobi ^^ Mrs Emerald jest osobom ze Zwiastunolandii i... robi bardzo fajne zwiastuny. Polecam ją! A z racji, że w przyszłości (czyli kiedy znajdę odpowiedni szablon) poproszę ją o kolejny zwiastun, na nowego bloga (czekajcie, wszystkiego się dowiecie). Więc co? Dzięki Zwiastunolandio! ( Matko, ile linków!)


~Wikkusia

sobota, 2 sierpnia 2014

Dziękuję i Przepraszam

Hey!

Dzięki zwiastunowni będę miała zwiastun ^^ I bardzo mi przykro, ale umieściłam już pierwszy rozdział, ale, ale! On jeszcze nic nie zdradza. Z góry dziękuję zwiastunowni i zachęcam do proszenia tam o zwiastuny, bo przejrzałam i są świetne. :D Kurczę, a teraz twierdzę po przeczytaniu że teraz jest zbyt nieogarniacko, ale cóż to przecież ja, Wikkusia, najbardziej N.I.E.O.G.A.R.N.I.Ę.T.A blogerka! ( i teraz przeczytałam i twierdzę, że jest w sam raz XD)

A za co przepraszam? Bo póki nie dostanę informacji o stworzonym zwiastunie to nie będzie rozdziału :( Choć rozdział mam już skończony na Word Padzie (Nie Melody, jak do mnie przyjdziesz to Ci go nie pokarzę, i go nie znajdziesz, bo go dobrze ukryłam), to  czekam na ten zwiastun, czekam, czekam, czekajcie, czekam przecież tylko 2 godziny! XD Ale wiecie, to moje drugie w życiu zamówienie, zawsze chciałam robić wszystko na własną rękę. Więc moje przejęcie jest normalne? Nie wiem, ale chyba nie. I teraz błaznuję w wpisie żeby, was rozweselić, za to, że rozdział nie będzie w terminie. Bo, smutnym minom w moim domu mówimy nie! (No chyba, że muszę powiesić pranie, wtedy robię smutasową minę i gadam do mamy ,,gram z koleżanką, przykro mi, nie mogę'' i...Ej! Czemu ja wam piszę o moim życiu?) Jest 23.50, więc przewiduję,że zaczynam majaczyć. Piszę pośpiesznie, nie zwracam uwagi na błędy!

PS. Możecie mnie zabić za opóźnienie w rozdziałach, ale kto by pisał dalej opowiadanie?! (Tak, Mel, nie możesz mnie zabić! Ja mam z tego powodu lekką satysfakcję,a ty pewnie jesteś wściekła nie? Idź na Wrzutę, uspokój się, i daj mi znać jak Ci przejdzie!)

 Jest zdjęcie zwiastunowni, taki obrazeczek w kolumnie. kliknijcie, to wejdziecie na miejsce przepełnione zwiastunami opowiadań. 23.58! Zgadujcie w komach kiedy poszłam spać! (Weście pod uwagę, że mam internet w komórce, i ładowarkę w pogotowiu przy łóżku! To tyle, w sumie napisałam się jakby to był rozdział, albo prolog. Z pewnością jutro rano obudzę się, wejdę na kompa i pisnę ,,co ja tu napisałam!'' Ale co tam, to co? Bez przeciągnięć (Choć była ich tu niezliczona ilość)

Bye!


~Wikkusia