wtorek, 27 stycznia 2015

8. Lice, nie martw się. Zawsze będę Cię wspierał.

Szok, który przeżyły dziewczyny był nie do zniesienia. Ich rodzice...A co, jeśli Hanna i Neville się rozwiodą? Może Luna i Rolf też? A co z siostrą przyrodnią Alice i Miny? Co z nią będzie? U kogo zamieszka? Romans matki z sąsiadem, ciągłe nocne koszmary, te kłótnie...To wszystko się ze sobą łączyło. Alie dobrze o tym wiedziała. Ale, coś jej tutaj brakowało. Jakby, małego elementu układanki. Coś, co pozwoli zrozumieć krukonce przesłanie snów, a także otworzy drzwi do informacji, potrzebnych do zapanowania nad sytuacją. Jej tata zemdlał...W sumie mu się nie dziwi. Jego żona go zdradziła...I ma dziecko z innym. Czemu to przydarzyło się akurat im? Czemu? Nie mogąc znaleść odpowiedzi na to pytanie, młoda pani prefekt pomknęła do biblioteki - gdzie każdy krukon zwykle odnajdywał miejsce do uspokojenia. 
Alice odnalazła wolne krzesełko (co w środę przed sprawdzianem z transmutacji było rzeczą niemożliwą), usiadła i zaczęła czytać pierwszą lepszą książkę. Historia Hogwartu - Wielka Trójca.
jej - jak na razie ulubiona i jedyna lektura, którą nie pochłonęła w jeden lub dwa dni. Składała się ona z 7 części. Według cioci Hermiony książka ta wydawana jest również w świecie mugoli. Hm...Ciekawe jak się sprzedaje?
Po przeczytaniu całej szóstej części Alice, bardzo zmęczona udała się do pokoju wspólnego.
- Jakie jest sześć największych boleści? - Jak zwykle, w drodze do dormitorum uczennica została zapytana przez kołatkę.
- Smutek, nienawiść, kłamstwo, ból fizyczny, ból psychiczny i...-Po dłuższym zastanowieniu dopowiedziała - Szczerość. 
Gdyby kołatka miała twarz z pewnością by się zdziwiła. Niestety, musiała ograniczyć się do głosu.
- A dlaczego szczerość?
- Bo moja mama powiedziała coś szczerze, ale sprawiło to więcej złą nisz dobra. - Wyznała. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że pewien krukon podsłuchuje ją zza rogu. 
- W twoim przypadku, szczerość Hanny nie jest problemem, ale wręcz kluczem do rozwiązania zagadki. Wiesz o tym, prawda, panno Longbottom? 
- Wiem...Chociaż sama już nie wiem. Dlaczego mi? Dlaczego nam wszystkim się to przydarzyło?!
- Nie każdemu śnią się takie sny, panienko. - Kolejny szok, wymalowany na twarzy chłopaka. Jej się coś śniło? Nic nikomu nie powiedziała? 
-Co one oznaczają? - Spytała córka zielarza. Jej włosy przybrały kolor siwy, by zaraz przejść do nieskazitelnego blondu. 
-Sama musisz to odkryć. - W tejże chwili przejście otworzyło się. Jednak owóż  Alice nie wykorzystała możliwości przejścia do Ravenclaw'u. Pobiegła w stronę błoni z zaszklonymi oczami. Czemu? O co tu chodzi? Co ona ma zrobić z tą książką? Ma ją wykraść? W zapłakanym (dosłownie) stanie wybiegła na dwór. Słońce świeci, ptaszki śpiewają...Jakby nikt nie przejmował się tym co się tu stało. Jedynie liście kochaniutkiej wierzby stanęły dęba, kiedy smutna krukonka przebiegła obok drzewa. Refleks ścigającej pozwolił jej ominąć wszystkie gałęzie. Usiadła na trawie, tuż obok jeziora. Przypomniała sobie legendę o założycielach Hogwartu. 
Żywy jest, pośród wód, gdzie nie zazna żadnych szkód. 
W gęstwinie krzewów, chowa się ona. Dzięki magii już nigdy nie kona. 
W drzewo przemieniony, na zawsze odmieniony.
W ramie złotej trzyma się, jeśliś rozpoznał ją, ona radę da Ci. 
Rowena Ravenclaw nigdy nie lubiła rymowanek, stąd twierdzenie, że to ona jest skryta pod czwarta linijką. Ale to tylko legenda...Założycielka domu nigdy nie doradzi Alice. Po policzku krukonki spadła łza. Nikt jej nie pomoże. Jest sama. 
-Lice! - Wysapał chłopak, biegnąc co sił w nogach po stopniach schodów prowadzących na błonia. -Alic...-Nie dokończył, ponieważ wywalił się i przeturlał prosto na zawodniczkę drużyny Ravenclaw.
- Lysander?! CO ty tu robisz? 
- Akurat w tej chwili? Leżę. W następnej pewnie wstanę, a jeszcze w następnej, spytam ,, Czy chcesz pogadać'' Ciebie. 
- Wiesz że popełniłeś błąd w wypowiedzi? Powinieneś powiedzieć ,,Spytam Cię'' A nie...
- Dobra...Nieistotne. -Mruknął Lys. - Sorki. TO. Nieistotne.- Alie mimowolnie się uśmiechnęła. Lysek zawsze umiał ją doprowadzić do śmiechu. 
- TO co? Jak się czujesz po pobycie u pani Pomfrey? - Spytała.
-Dobrze...- Mruknął. - A ty? Jak się czujesz? 
-Sama nie wiem...Nic już nie wiem! Wszystko mi się miesza! - Wybuchła. To...To wszystko to było dla niej za dużo. Sny, szkoła, siostra, ojciec, matka, zdrada, RODZINA JEJ SIĘ ROZPADA!-- -Spokojnie. Opowiedz wszystko od początku. Bo chyba że nie chcesz. Zrozumiem. 
-Nie...Opowiem. - Wytłumaczyła mu o śnie, o sytuacji w bibliotece, o jej wahaniach...O rozmowach z kołatką. Co jakiś czas po jej twarzyczce spływała pojedyncza kropelka, lub jej włosy zmieniały kolor. TO wszystko z nadmiaru emocji.
-Ja...Ja się boję. Jeśli tata i mama się rozwiodą? Jeśli wasi też? Jeśli nic nie będzie takie jak kiedyś? A może zamieszkam z jednym z rodziców gdzieś na odludziu, i już nigdy nie zobaczę Hogwartu?!! - Rozpłakała się na dobre. 
-Lice...-Spojrzał jej prosto w oczy. Trudno było się w nich nie zgubić, co chwila zmieniały kolor. Ala natomiast skupiła się na rysach twarzy Lysandera. Pamiętała go z dziecięcych czasów. Bardzo się zmienił. Nadal miał tę swoją blond czuprynę, ale nie miał już tych wielkich loków. Oczy koloru morskich fal, mały nos. Zrobił się starszy, mądrzejszy. Widać to było nie tylko w wyglądzie, ale też w charakterze. To już nie był ten mały dzieciak. On był mężczyzną.
-Lice, nie martw się. Zawsze będę Cię wspierał.-Wyszeptał, a w chwili, kiedy wypowiedział te słowa kolor oczu Alice w końcu zmienił się w podstawowy - Błękitny. 


<Płaczemy z Alice!>


Dobra, do rzeczy. 
Zgaduję, że nikogo tu nie ma. Nikt nie pisze komentarzy, nikt nic nie pisze... Umarli wszyscy! :<
Rozdział dedykuje wszystkim administratorom strony ,,Polscy Fani Harry'ego Pottera'' :)
~Wikkusia



niedziela, 30 listopada 2014

7. Hanna Longbottom jest...jest...O matko. Lepiej usiądźcie.

Następny tydzień przeminął bardzo szybko. Lekcje, nauka, qudditch, spanie, lekcje, nauka, qudditch, spanie itd...itd...
Po raz kolejny sen o książce przeszywał jej myśli. Nieustannie myślała co to może oznaczać. To jakiś znak? Zły omen? Wstała, ubrała szatę i poszła do biblioteki. była niedziela, więc nie miała lekcji. Na drodze do biblioteki spotkała Minę.
-Co tu robisz?-Spytała.
-Idę do biblioteki. Muszę coś sprawdzić.-Opowiedziała jej cały sen, pomijając jedynie udział Scamanderówny.
Ta natomiast wybuchła śmiechem.
-A po co James miałby to robić?!! Żarty sobie stroisz, ale prawie mnie nabrałaś! <śmieje się>.
Alie zrobiło się smutno. Przecież nie kłamie! Pobiegła do biblioteki. Siedział tam James flirtując z jakąś blondyną. Po chwili przyszła Mina i skamieniała.
-James...-Szepnęła.-JAMES!-Syknęła, otrząszywszy się z pierwszego szoku.-Okłamałeś mnie! Nie jesteś na treningu! Jesteś głupi! Że też myślałam że Cię obchodzę! Byłam tylko fazą przejściową?!! Co?!! Przyznaj się!!!
-Ciiiii...-Szepnęła pani bibliotekarka.
-Rozpocząłeś wojnę Potter. Tylko że z nieodpowiednią osobą!!!-Syknęła w jego stronę.
Alice chętnie przyglądałaby się temu zdarzeniu, gdyby nie zauważyła książki, której potrzebowała. Leżała w samym koncie sali. Podeszła do tego miejsca i odczytała tytuł ,,Zmiany Czasu - Niebezpieczne''. Już chciała otworzyć książkę, ale uprzedziła ją bibliotekarka.
- Och, to z Ksiąg Zakazanych! Zaraz ją odłożę!-Pisnęła i wziąwszy książkę z ręki Alice pobiegła do bramy, otworzyła ją kluczem i weszła.
Teraz kilka rzeczy stało się równocześnie.
Lysander wpadł do biblioteki wrzeszcząc coś o mojej mamie. Wymieniłam pytające spojrzenia z Miną, z której furia wypłynęła w jednym momencie. Podeszłam do Lysandera i zaczęłam go uspokajać, prosząc aby wszystko opowiedział. Ledwo skończyłam, Przybiegł Lorcan i wrzasnął na cały głos:
-Hanna Longbottom jest...jest...O matko...-Sapnął i zemdlał.
-Na gacie Merlina! -Warknęłam.-Co się dzieje?!!
-Ciiii...To bibliote...Co się z nim stało?-Spytała nieco zmieszana pani bibliotekarka.
-Też bym chciała wiedzieć.-Mruknęłam.
-Zemdlał prze pani.-Powiedziała Mina podchodząc do brata. -I ma gorączkę. -Powiedziała zdziwiona.
-Zanieśmy go do pani Pomfrey. Lys, czy byłbyś tak miły?-Sapnęła Alie z trudem podnosząc Lorcana. ,,Co on dziś jadł?''-Pomyślała. Lysander pomógł Longbottomównie i razem z Miną przenieśli go do skrzydła szpitalnego.
-Co się mu stało?-Spytała pani doktor.
-Zemdlał i ma gorączkę.-Powiedział Lysander cały blady. ja chyba zaraz zwymiotuję...-Szepnął i pobiegł do łazienki.
-Co się tu dzieje?-Spytały jednocześnie Alice i Mina.
-Wy nic nie wiecie?-Spytała pani Pomfrey.
-O czym?
-Lepiej usiądźcie. Pani Longbottom...Jest w ciąży.
-Będziesz miała siostrę!-Ucieszyła się Mina. Jednak mi się coś nie podobało.
-Dlaczego wszyscy są tym tak wystraszeni? Proszę Panią?-Spytałam powoli.
Pani Pomfrey przełknęła ślinę.
-Bo...
Do sali wbiegł mój tata.
-Hanna jest w ciąży! W ciąży z Rolfem!-Pisnął i zbladł.
Spojrzała na Minę. Będę miała przyrodnią siostrę albo brata...Moja mama zdradziła tatę...Z ojcem mojej najlepszej przyjaciółki! Ale to nie to było najgorsze. Zrozumiałam. Po 16 latach zrozumiałam o co chodzi z tymi kłótniami. Mina pomyślała chyba o tym samym co ja.-Myślała Alice
-Ja Cię...Niemożliwe!
-Chyba żadna z nas się tego nie spodziewała.-Powiedziała krukonka.
W sumie nie była szczęśliwa z powodu przyszłego rodzeństwa. W ogóle jej to nie obchodziło. Wiedziała już, że Rolf i jej mama od zawsze się kochali, oraz że byli nieszczęśliwi z powodu małżeństwa. Zgadywała, że Rolf długo zwlekał z wyznaniem Hannie miłości, i było już za późno. Hanna jednak nadal kochała Rolfa, a kiedy taty nie było w domu...Ech...Zeswatali się. I tyle. Ale jeśli oni byl razem, to czy tata i Luna też się kochają? To by się zgadzało. Trzeba o to kogoś spytać. Kto był najbliżej ich w przeszłości? Kto? Nie kto inny jak ciocia Ginny.

Haha! Ruszyłam z akcją! Stwierdziłam że to będzie krótkie opowiadanie. Nie pociągnie dłużej niż 16 rozdziałów. Ale, fajnie, nie? już się rozkręca! :D

czwartek, 20 listopada 2014

6. Może ścigająca? Zmienił się w...Tam tara ram!

Alie miała tej nocy bardzo dziwny sen. 
Biegła przez Hogwart. Do biblioteki. W uszach dudnił jej śmiech Miny. Otworzyła drzwi do biblioteki. Wszędzie książki, ale nie ta, której szuka. Nagle pojawia się James, z książką w ręku (nowość! On jest w bibliotece!) . Uśmiecha się, i niszczy książkę jednym ruchem ręki. Znika. Książka znika! 
-Alie! ALICE! Ala! LONGBOTTOM!!! -Usłyszała krzyk Rose, jej współlokatorki.
-Co...Wyspać się nie można?-Mruknęła, wstając z łóżka...Ups...Leżała na podłodze.
-Wierciłaś się strasznie. Miałaś koszmar?
-Tak. Która na osi?-Spytała, podnosząc się z kamiennej podłogi.
Sypialnia dziewcząt była mała, ale przytulna. Z każdej strony było jedno łóżko z baldachimem. Granatowe ściany z narzutami i z godłem Ravenclawu tworzyły niezły klimat w pokoju. Na środku pokoju leżał ciemnobrązowy dywan. Każde okno w pomieszczeniu miało błękitne firanki z ruszającymi się krukami. Z lewej strony pokoju były drzwi, prowadzące do pomieszczenia z dwoma biurkami, gdzie czarownice uczyły się. Z prawej natomiast umieszczona była łazienka, do której pobiegła właśnie Vanessa z krótkim ,,zaklepuję łazienkę''. Jo (skrót od Johanna) przeklęła w duchu Vane i poszła po książkę z Historii Magii, mrucząc coś o sprawdzianie na koniec szóstej klasy.
Alice pościelała sponiewierane łóżko i zaczęła bawić się swoją różdżką. 
-Jest 6 rano. Za dwie godziny śniadanie.-Mruknęła Jo. -Ale o 16.00 będzie nabór do drużyny Qudditcha!-Dodała z uśmiechem.
Możecie mówić co chcecie o krukonach, że są przemądrzali, rzadko organizują imprezy, ale jeśli powiecie, że nie jest dla nich ważny Qudditch, to się grubo mylicie, od 19 lat z dumą wygrywają wszystkie mecze. A za 3 tygodnie będą mieli mecz z gryfonami. Gryfcie będą mieli nabór za 2 tygodnie, a oni, już w drugim dniu szkoły! Brzmi to trochę dziwnie, ale Qudditch odpręża krukonów. Przecież nikt całego swojego życia nie spędzi przed książkami!
-OK Dżo, przyznaj się! Na kogo trenujesz?!-Spytała Alie.
-No, ktoś musi być pałkarzem! Walić pałką w Jamesa Pottera...-Dziewczyna udała, że się rozmarzyła. Uczennice wybuchły śmiechem. - A Ty? 
-Nie wiem na kogo...-Mruknęła Longbottomówna.-Może ścigająca?
-Dobry pomysł. Odrobiliście wakacyjne prace domowe?-Spytała Rose, a reszta spojrzała na nią jak na jakiegoś głupca.
-Oczywiście!-Pisnęła Vanessa, wychodząc z łazienki. Była ubrana w szkolny mundurek, a włosy ułożyła w zwiewny kok.  
-ŁAZIENKA WOLNA!!!-Krzyknęła Johanna, ale w sumie nie musiała tak krzyczeć, ponieważ każdy już mknął do łazienki. Alie wydłużyła sobie nogi i wbiegła do łazienki. 
-Moja kolei!-Wydyszała.
-To nie fair!-Żachnęła się Rose.
-Wiem. -Mruknęła zwyciężczyni wyścigu, jednocześnie zamykając drzwi.
Szybko umyła się, wyczyściła zęby i przebrała się w szatę Ravenclawu, przyczepiając sobie także odznakę prefekta. Wydłużyła sobie włosy i zmieniła kolor oczu na szmaragdowy, a następnie wyszła z łazienki podśpiewując nową piosenkę Niezgodnych Buntowników.
-Vane, jak tam chłopak?-Zagadnęła Rose, za co o mało nie dostała w łeb od Vanessy.
Och, głupia ja! Czy już wspominałam że Vanessa chodzi z Lorcanem Scamanderem? Bardzo ciekawie, prawda?
-Dobrze, wspaniale wiesz? Szczególnie po ostatnim wybryku!-:Prychnęła zdenerwowana, do granic możliwości. 
-O jakim incydencie mówicie?-Powiedziała Alice.
-Nie wiesz?!-Krzyknęła Jo, wynurzając się zza książki.-A no tak, nie było Cie w pociągu. Rose podłożyła Vanessie liścik miłosny do torby. Lorcan tak się zdenerwował, że tak zamachnął się różdżką, że aż...
-Powtórzenie!-Wymsknęło się Rose.-Dwa razy ,,że''
-...aż wybił dziurę w oknie. Potem wybiegł z liścikiem w ręku, a ten list zmienił się w...
-Nie musisz mówić ,,list'' mogłaś bez tego.
-Rose!-Warknęła Johanna. -Przymknij się!
-Dobra...
-Zmienił się w...Tam tara ram! Różowe majtki  z napisem V+L=SERCE


Vanessa



Heja ludzie!
Przepraszam, że nie było postów, ale troszke mnie zasmutało, że nie było żadnych komów pod ostatnim wpisem ,,Bracia Miny'' A poza tym...Szkoła :'''(
Ale, wracam z podwójną dawką weny, która mam nadzieję się nie skończy!
Piszcie Komentarze! Spamujcie nimi!!!



środa, 10 września 2014

5. Bracia Miny.

Piosenka Tiary roznosiła się po kątach Wielkiej Sali. Ale po chwili czapka zakończyła swoją pieśń. Kiedy uczniowie zaśpiewali już hymn, a prof. Longbottom wyczytał już wszystkich uczniów dyrektor McGonnagall rozpoczęła swoją przemowę.
-Drodzy uczniowie, zanim najecie się do syta, muszę przypomnieć wam o kilku ważnych sprawach. Po pierwsze: Zabrania się spacerować po Zakazanym Lesie bez obecności nauczyciela.-Odpowiedział jej pomruk niezadowolenia ze strony grupki gryfonów.-Osoby od klas trzecich mają prawo do wycieczek do Hogsmeade w weekendy.-Klasy drugie zaczęły buczeć.-Cisza! Teraz ogłoszę kto w tym roku ma zaszczyt zostać prefektem naczelnym. Uwaga!-Uciszyła garstkę ślizgonów, którzy nadal dyskutowali na temat wioski czarodziei.-Gryffindor: Dominique Weasley i Molly Weasley. -Wszyscy gryfoni zaczęli klaskać. -Prefekci gryfonów: Rose Weasley, Louis Weasley...
-Proszę pani?-Spytał James.-Czy weszła jakaś ustawa o forach dla rudzielców? Bo jak tak to się przemaluję.-Śmiech przeszedł całą Wielką Salę. Pani McGonnagall jednak zachowała swoją kamienną twarz. Kiedy śmiechy ucichły przemówiła.-Slytherin: Scorbius Malfoy i Albus Potter. Huffelpuff: Evanna Lucco i Freddy Wilson. Ravenclaw: Roger Dermith Magnott i Alice Longbottom.-Alie uśmiechnęła się, kiedy została nagrodzona oklaskami. Od dnia, kiedy Dermita Wotshot została przydzielona na prefekta Ala nie miała szansy na dostanie odznaki, a dzisiejszego dnia, kiedy Der skończyła szkołę mogła z dumą nosić ten przedmiot na piersi. Założyła więc odznakę i uśmiechnęła się do krukonów. Każdy wiedział, że krukoni to dom geniuszy, którzy najpierw myślą, a potem działają. Alice była dumna, że należała do krukonów, choć jej tata początkowo nie był tym zachwycony. Jednak, kiedy Alice wykazała się potężną wiedzą na wszystkich przedmiotach zaczął tolerować to, że jego mała córunia to nie on, i że nie będzie wierną kopią tatusia, bądź Harrego Pottera. Ale uczennica zostawiła pewną rzecz dla siebie. ,,Dyskusję'' pomiędzy nią a Tiarą Przydziału.

,,-Alice Longbottom!-Prof. Longbottom wywołał mnie spośród tłumu. Podeszłam do tiary, starając się ukryć przerażenie sytuacją. Założyłam Tiarę na swoje czarne włosy, które mimowolnie zmieniły swój kolor. Teraz byłam szatynką. Wzięłam głęboki wdech. Po chwili usłyszałam Tiarę przydziału, która najwyraźniej zaczęła już czytać w moich myślach.
-Longbottom, gdzie by Cię przydzielić? Widoczny geniusz...Tak...Jesteś bardzo mądra...Może Ravenclaw?-Spytała czapka, ale prawie od razu zaprzeczyła.-Ale ten spryt...Tak...Mądra, sprytna, jesteś czystej krwi, prawda?-Ponownie zadała pytanie.
-Tak, ale nie wydaje mi się, że bym pasowała do Slytherinu. Toleruję osoby krwi mugolskiej, jak i charłaków. Choć pan Filch to zupełnie inna przygoda.-Dodałam, bo wyczułam, że Tiara sięga do mojego wspomnienia z woźnym, kiedy to jego kotka o mało nie została rozdeptana o mój but. 
-Właśnie widzę że ślizgoni nie pajają do ciebie miłością. Chociaż...Może Gryffindor? Odważna jesteś, ale...nie. Nie, mimo to, że twój tata będzie zawiedziony. Nie masz ochoty do wyczynów, rozrabiania i robienia psikusów. Huffelpuff? Nie...Wtedy, mogłabyś mieć mętlik w przyszłości...No, ale teraz to widzę dobrze, że jesteś bardzo, bardzo bystra. więc...RAVENCLAW!...''

-Proszę pani?-Powiedział jakiś pierwszoroczniak.-Co to prefekt?
Tymi właśnie słowami Alice została rozbudzona, i przestała myśleć o przeszłości
-Tytuł, którym obdarza się ucznia, który swoimi wynikami w nauce oraz zachowaniem zasłużył na miano „starosty domu”, do którego przynależy – to prefekci, wraz z dyrekcją, ustalają ważne dla Hogwartu sprawy. Oni także, jako jedni z niewielu uczniów, wiedzą gdzie znajduje się gabinet dyrektora oraz jakie jest do niego hasło. Prefekci konsultują się z opiekunem swojego domu, aby przekazywać pozostałym jego członkom niezbędne informacje, jak np. aktualnie obowiązujące hasło do dormitorium. Prefekci wybierani są na 5. roku szkoły. Zazwyczaj w każdym z domów wybiera się dwóch prefektów: chłopca i dziewczynę. Dalej można zostać prefektem naczelnym, jednak bycie prefektem nie jest niezbędne do awansowania na tą funkcję. -Wytłumaczyła McGonnagall, a kilka siedmioklasistów parsknęło śmiechem. Ale co poradzić, niektórzy urodzili się w mugolskich rodzinach i po prostu nie wiedzą co to znaczy ,,prefekt'' lub ,,charłak'' albo ,,animag''...Alie zaczęła wyliczać w duchu wszystko, o czym mugolaki nie mają pojęcia, a przy okazji zaczęła jeść kolację. ,,Trolle'; i ,,Dementorzy'' oczywiście ,,Boginy'' ach, i ,,sklątki''...[..] 
-Cześć Alka!-Przywitał się Lorcan (skrót Lo). Brat Miny.
-Co tak wczoraj zwiałaś? Minka chciała z tobą pogadać-Powiedział Lysander (szerzej znany jako Lys)
-Tatko zabrał mnie wcześniej do szkoły.-Wyjaśniła po krótce.-Oczywiście po długiej kłótni z mamą.-Dodała. Bliźniacy parsknęli śmiechem.
-Tradycyjnie. U nas, kłócili się o to, że mama znowu jedzie w poszukiwanie nowych istot magicznych. Możemy Ci zdradzić, że odkryła już jakieś nargle w Australii, ale musi to sprawdzić.-Wytłumaczyli przyciszonym głosem.
-Kapuję. A wiecie może co Mina chciała mi przekazać?-Spytała pani prefekt.
-Nie...Babskie sprawy. Chyba chodzi o jej chłopaczka-Zaśmiał się Lys.
James był wścibski i dokuczliwy, lecz wszystko umiał obrócić w żart. Często kłócił się z Albusem, czasem dawał upust emocjom, kopiąc go po nogach lub szczypiąc. Możliwe, że oprócz charakteru wujków, miał w sobie coś ze swoich imienników. Mina jednak go kochała. Byli już ze sobą ponad rok. Mimo wszystko Jam nie tolerował Alice. To był jeden z wielu powodów, dlaczego i ona go nie lubiła. Mówiąc szczerze: Walczyli o uwagę Miny. W wakacje wygrywała Alka, ale w roku szkolnym prowadził gryfon, taki i w tej chwili. Teraz James opowiadał kawały swojej dziewczynie, a ta, śmiała się i jadła ciasto dyniowe.
Alice jednak wreszcie zorientowała się, że prawie wszyscy pierwszoroczni krukoni zjedli już kolację i nie wiedzą gdzie mają iść. Der poprosił ją, by zajeła się nimi, a sam poszedł z jakąś blondynką do dormitorium.
-Gamoń. I po co go wybrali? Będę musiała wszystko robić sama.-Mruknęła Alice, a bliźniacy zachichotali.
-Do zobaczenia w Ravenclawie!-Pożegnała się z odchodzącymi Scamanderami. Lubiła ich, i to nie dlatego, że byli braćmi Miny, ale dlatego, że ją rozumieli. Tak, jako jedni z niewielu. Oj...Naprawdę z niewielu.
Podeszła do zagubionych uczniów.
-Cześć, jako prefekt, i dlatego że ten drugi was olał pokarzę wam drogę do Ravenclawu. Naszego domu. Przechodzi się tam dzięki pewnemu przedmiotu, który zadaje pytanie, a my musimy na nie odpowiedzieć. Za mną!-Zaprosiła ich przyjaźnie. Niepewnym krokiem krukoni podążyli za panią prefekt. Kiedy byli już przy dormitorium, kołatka zapytała.
-Jak nazywa się gwiazda, która przepowiada, że będziesz miał szczęśliwy dzień?
-Feliss Alecis. Od nazwy Felix Felicis. -Dodała Alie, najszybciej jak potrafiła. Chciała pokazać przed grupką uczniów że zasługuje na bycie prefektem. Najwyraźniej udało jej się to, ponieważ kilkoma osobom opadły szczęki. Kołatka otworzyła przejście, a tłum dzieciaków przeszedł do dormitoriów. Szóstoklasistka najpierw poprowadziła chłopców do ich dormitoriów, a następnie dziewczyny. Wreszcie weszła do swojego pokoju, który dzieliła z Rose Weasley, Vanessą Ricckop, Johanną McGally. Przywitała się, i jako czwarta w kolejce weszła do łazienki. Skróciła sobie włosy, aby nie przeszkadzały jej w czasie snu i położyła się do łóżka. Miękkiego, kochanego łóżeczka...a była tak zmęczona, że usnęła od razu.


*Alice jak była młoda.*

Skończyłam rozdział który miał ze 4 kartki w wordpadzie, nie? I wiecie co? Blogger nie chciał mi opublikować :( Więc musiałam to skrócić, zmienić, po majstrować, i w końcu, po jakimś tygodniu okazało się, że zdjęcie, i kilka linków przeszkadzało, i uniemożliwiało wstawienie. A z racji, że już te 4 strony zmodyfikowałam nie chciało mi się tego zmieniać ponownie. Więc przepraszam za takie króciutkie, ale przeszkadzała mi: Szkoła, Blogger, mama, siostra, i co niedzielne wypady do babci. Rozdziały będą pojawiać się co 1/2 tygodnie. Zależy od tego ile będę miała czasu. 

Powracam także do dedykacji, których zabrakło w ostatnich rozdziałach :)

Dedykacja dla Lily Lilelith, bo ma ekstra bloga, i koffam Lily i Freda <3 (link do jej bloga będzie w następnym wpisie, bo ekhem, blogger mnie znienawidził) :( 

P.S. Przepraszam że tak krótko i nijako, ale jak już pisałam, musiałam interweniować :) 

~WIkkusia


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

4.,,By zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’

Ali jeszcze długo rozmawiała z szarą damą. W wielu gryfonach, puchonach i ślizgonach ten duch budził odrazę, ale dla niej Helena była jedyną ,,osobą'’, z którą może porozmawiać o utrapieniach podczas pobytu w Hogwarcie. Była jeszcze Mina, ale ona była zawsze z gryfonkami. Teraz Alice rozprawiała z Helą na temat Irytka, który, jak głosiła plotka, w czasie wakacji wypuścił wszystkie gumochłony od Hagrida. Dla Ali nie była to dobra wiadomość, choć dla wielu, wielu uczniów wybawienie. Longbottomówna bardzo dobrze dogadywała się z każdym zwierzęciem. Nawet testralami... Krukonka potrząsnęła głową i oddaliła te wspomnienia. Panna Ravenclaw właśnie pożegnała się i zniknęła za ścianą. Uczennica została sama. Sama w dormitorium. Pomyślała...gdzie by mogła pójść? W tym roku zdaje sumy. Może powinna się pouczyć? O nie, nie nie i jeszcze raz nie! Ma P z transmutacji, dwa W z ONMS i z eliksirów, Zadowalający z Historii Magii i po P z każdego innego przedmiotu. Dobre oceny, prawda? I do tego jeszcze rok szkolny się nie zaczął! Ha! Ale, może pójdzie do biblioteki...W sumie nie przeczytała jeszcze całego tomu ,, Historii Trójcy'’ więc w prawdzie może dziś skończy... Nie dokończyła myśli, bo już pomknęła do kołatki.
-Miłość zapytała przyjaźń: ,,Po co istniejesz, skoro ja już jestem?'’ Co odpowiada przyjaźń?
Krukonka zastanowiła się przez chwilę.
-Hm...Myślę, że odpowiedź brzmi: ,,by zostawiać UŚMIECH, tam gdzie ty zostawiasz ŁZY'’
Orzeł uśmiechnął się.
-Ty zawsze dajesz dobre odpowiedzi! Dokładnie jak matka!
Ali zdziwiła się. Jej matko nie była krukonką, ona była puchonką! Kołatka się pomyliła? Oczywiście że nie! To przecież magiczna kołatka. Magiczna rzecz. To nie może się mylić! Ma w sobie tą samą moc, co diadem Roweny Ravenclaw! A skoro się nie myli, to dlaczego mówi takie bujdy? A może jej mama wchodziła tutaj dużo razy, i o to chodziło orłowi? Po chwili zdała sobie sprawę, że przejście się otworzyło. Przeszła więc, i udała się w stronę biblioteki. W połowie drogi natknęła się jednak na swojego przyjaciela, półolbrzyma.
-Cześć Hagrid!
-Cze Alka!-odpowiedział, nazywając ją po przezwisku.
-Gdzie idziesz?
-Po Cibię, Tak se pomyślałem, że byś mi pomogła z testralami, bo Cibię to suchają, mnie to już ni tak bardzo.
Na myśl o testralach dziewczyna cicho westchnęła. Widziała je.W czasie pobytu u wujka Briana ktoś zginął. Kto? Gospodarz. Wujo był na podwórku, grał w Qudditcha z Alice i ciotką Sireną w drużynie, przeciwko jej rodzicom i ciocią Annabell. W czasie gry tłuczek przywalił prosto w rękę Bria i spadł. Latał na wysokości kilkuset metrów, a różdżka została w domu. Zginął na miejscu. Po raz kolejny uczennica oddaliła wspomnienia. Uśmiechnęła się do Rubeusa i odpowiedziała.
-Jasne, są przecież takie niewinne, nie wiem dlaczego inni ich nie lubią. To pewnie przez te mugolskie przesądy...A chodzi tylko o śmierć, a przecież są gorsze rzeczy od umierania!

-Szczera prawda! Wisz, jak Cię poznałem, to od razu pomyślałem se że jesteś jakaś tajemnicza, i że bydziesz słabiutka, i bydziesz uciekała od zwirząt. A ty na ochotnika już na pirszych zajęciach! -Mówił,  w trakcie podążania z krukonką w stronę błoni.-Co ja wam wtedy pokazywałem...
-Sklątki jadowite.-Zaśmiała się Alie. Dobrze pamiętała tamten dzień...

Stała w raz z puchonami i krukonami w okół wielkiego ogrodzenia, a w środku skakały beżowo-brązowo-zielone stworzenia, z parą oczu i małymi rurkami zamiast ust.  Hagrid opowiedział im o rasach, a także o tym, że ta powstała poprzez skrzyżowanie tylnowybuchowych sklątek z ognistymi. Ali zrobiło się wtedy żal dzieci, które zostały po lekcji zmuszone do pójścia do skrzydła szpitalnego poparzone, lub pokiereszowane. Profesor poprosił, by klasa wybrała ochotnika, albo, by ochotnik zgłosił się sam. Krukonka zauważyła wtedy, że wszystkie twarze blednieją. Zrobiło  jej się żal innych, więc ,,poświęciła się'’ i to ona wyszła sprzed szereg. Nauczyciel zapytał ją o imię i nazwisko. ,,Alice Longbottom.'’ i ,,II'’ dodała po chwili. Wielkolud zaprowadził ją wtedy przez furtkę. Wzięła głęboki wdech i poszła w stronę stworzeń. Hagrid nie udzielił jej żadnych ,,lekcji'’ więc musiała radzić sobię sama. Podeszła do największego zwierzęcia, urwała gałąź z drzewa i rzuciła niedaleko sklątki. Stworzenie w podskokach poszło do przedmiotu i wsunęło przez rurkę, a następnie wielkimi susami podeszło do niej, i-co ją bardzo zdziwiło, zaczęło jeść wszystkie gałęzie z drzewa. Później podrzuciłam mu martwego szczura, ale, jak się później okazało, sklątka jadowita jest roślinożercą, i gdyby nie to, że w ostatniej chwili dała jej dużą gałąź, toby mi wyssała całą krew z ręki. Skończyło się tym, że wróciła od Hagrida z blizną na ręce, która została jej do dziś. 

Rozprawiała z Hagridem tak długo, aż w końcu, doszli do błoni. popracowała tam z nim 5, a może nawet 6 godzin, mieli dużo pracy. ,,Stadko'’ jak ich nazywał Hagrid liczyło aż 137 oswojonych testrali, z których każdy, dosłownie każdy został nakarmiony, osiodłany, odprowadzony na wybieg, później przyprowadzony z powrotem (przyprowadzony dopiero wtedy, kiedy każde posłanie zostało wyczyszczone) i przywiązany w ciągu tych kilku godzin. Po pracy Alice wróciła do salonu Krukonów, znużona położyła się spać, pamiętając o tym, że profesor zaprosił ją jutro na podwieczorek. Przebrała się w niebieskie pidżamy i zasnęła.

Następny dzień był bardzo przyjemny. Obudziły ją jasne promyki słońca, które oświetlały dormitorium. Ubrała się w szatę szkolną, ulubione czarne trampki i srebrny naszyjnik, który był w rodzinie Longbottom od wieków. Po zjedzeniu śniadania w salonie z opiekunem (ponieważ dopiero w czasie roku szkolnego nauczyciele jedzą w WS), poczytała książkę ,,Jak Merlin został Merlinem'' i  poszła do Hagrida. Kiedy wróciła, z chęcią wymiotowania po placku cytrusowym zauważyła, że za 10 minut zegar wybije godzinę, o której miała przyjechać reszta uczniów. Czym prędzej pomknęła w stronę WS. Usiadła przy stole krukonów, i poczekała na resztę uczniów. Jakie było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że panna Longbottom już na nich czeka! Kiedy młodzież usiadła i pani dyrektor wygłosiła swoją przemowę prof. Longbottom przyniósł Tiarę Przydziału. Czapka, kiedy wszyscy już zamilkli zaśpiewała pieśń:

 Kilkadziesiąt wieków, 
Istnieje od czasu gdy,
Czterej najpotężniejsi,
Spełnili swoje sny.
Założyli szkołę,
Co Hogwart się zwie, 
Gdy teraz w niej jesteśmy, 
Przypływa w nich duma i gniew.
Zostaniecie przydzieleni dzisiejszego dnia, 
Do miejsca któe znane wam jest jako dom.
Traficie tam gdzie pasujecie,
A możliwości jest wiele!
Może łączy was odwaga,
oraz do bohaterstwa chęć,
jesli tak to Gryffindor,
pomoże wam kształtować się.
Albo jesteście mądrzy,
Więc znacie odpowiedź na pytanie,
Gdzie by was to przydzielić?
,,Ravenclaw'’ to wasze wyznanie.
No chyba że jesteś sprytny,
i czystą krew w innych cenisz,
Wtedy dom osamotnionych,
czyli przyjmie Cię sam Slytherin, 
Który uciekł stąd gdzieś w dal.
Ale jeśli masz cechę inną,
Która inna jest niż odwaga czy spryt,
To puchoni Cię zabiorą,
Bo można przecież tym innym być.
A to ja, Tiara Przydziału was przydzielam,
może i przyjaciół porozdzielam,
Gołąbki rozkłócę,
Ale muszę stwierdzić, 
Że mojej działalności nie zakłócę,
Już czas! Zakładajcie mnie na głowy,
Wybiorę wam dom, który będzie dla was nowy!



Hahahahhahahahaha! 00.30, a ja wstawiam :D Najtrudniej mi było wymyśleć piosenkę, ale wyszła dobrze, a wy, jak myślicie? Proszę, napiszcie czy chcecie dostawać informacje o następnych rozdziałach w komentarzu pod tym rozdziałem, lub w SpamoGwarcie :) Lily będę wysyłać, ale co do np. Makowej Pani to nie mam pewności :) Ja ide się porządnie wyspać :0 W końcu dziś moje urodziny :D

~Wikkusia

środa, 20 sierpnia 2014

3.Kawał Pottera.

Alice długo leżała na swoim łóżku. Myślała... Wczorajszego dnia tyle się zdarzyło... Kłótnia rodziców, zepsucie urodzin, podsłuchana rozmowa rodziców Miny, a potem przysłuchwianie się dyskusji jej ojca i Luny Scamander! A jutro znowu w Hogwarcie...Sama nie wiedziała, czy ma się cieszyć z tego powodu, czy nie? Dla Miny ta szkoła była wybawieniem, a dla niej? Niczym. Mogłaby poświęcić wszystko, naprawdę wszystko, tylko żeby te wyjce nie eksplodowały w tej przeklętej, Wielkiej Sali. To jej przedostatni rok, i co? I nic. Nie miała jeszcze żadnego chłopaka, żadnych przyjaciół...oprócz Scamanderówny, oczywiście. Nie miała prawie nikogo! Mina miała o tyle dobrze, że miała już chłopaka, i plan na życie. Chciała być uzdrowicielką, ale najpierw, tak samo jak i Alie miała w planach, pomóc rodzicom. To wszystko. ,,Pragnę szczęścia rodziców!'’ -pomyślała.-,,I zrobię to! Nawet, jeśli by to była ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu!'’  Jutro pojedzie do Hogwartu, zwędzi veritaserum od Slughorna... Czekaj...Jutro? Przecież urodziny obchodziła w Lipcu! Jakim cudem na jej magicznym kalendarzu jest już 31 sierpnia? Zdziwiona wstała z łóżka, i zeszła do jadalni.
Mama i tata właśnie kłócili się o wyjazd do Hogwartu. Alice przerwała dyskusję pytaniem:
-Kto przyśpieszył czas? Wczoraj był Lipiec, a dziś końcówka sierpnia!
Pan Longbottom odpowiedział po chwili.
-Znowu Potter...zabrali go już na przesłuchanie do ministerstwa...Trzy razy w tym roku przyśpieszył czas! Będą musieli mu chyba złamać różdżkę, jak tak dalej pójdzie! James powinien wiedzieć, czego się nie powinno się robić!-Powiedział z poważną miną. Widząc rzadko spotykane zainteresowanie córki, kontynuował-Bo czas bardzo trudno przyśpieszyć, a cofnąć? To jest możliwe, ale tylko dzięki zgodzie ministerstwa i trzeba mieć jeszczę zmieniacz czasu! -Wytłumaczył.
Alice rozejrzała się po pokoju. Przyścianie leżał jej bagarz, bagarz ojca, Druzgotka Więcowata, Litrysk Rędzolowaty i Garfilec kwiecisty. Oczywiścię nie licząc Mimblusa Mimbeltoni, ulubionej rośliny Neville’a. Alie już wiedziała, jak to krukoni mieli w zwyczaju, że tata i tym razem pojedzie do szkoły dzień wcześniej, by wszystko ,,przygotować'’ Ale co przygotować? Może szklarnię? Ale teraz zauważyła jeszcze jedną rzecz. Jest tam jeszcze jeden bagarz! Czy to możliwę że tym razem tatuś zabierze swoją kochaną jedyną córeczkę?
-Tatusiu, a co robi tam mój bagarz? -Spytała używając zdrobnienia, co jej tacie bardzo się spodobało, a następnie wskazała na ścianę-przylepkę.
-Och...pomyślałem sobię, że pojedziesz ze mną! Będziesz o dzień dłużej w Hogwarcie! -Wytłumaczył Neville.
-Dobrze!-Uśmiechnęła się Alie. -Mam jeszcze jedno malutkie pytanko...Jakim cudem mnie spakowałeś?
-Ach...-Nauczyciel pomachał różdżką-Magia!
-Dobra, to ja tylko wezmę Piankę i Erę i już możemy jechać!-Powiedziała, i niczym nimus 3014 pobiegła do pokoju. Wzięła kochanego, różowego stworka, ale ten, piszczał i malutkimi rączkami pokazywał usta.
-Ach...no tak! Nie jadłaś od przyśpieszonego miesiąca!-Westchnęła uczennica, wyjęła z szafki zapasowe opakowanie fasolkek wszystkich smaków,wzięła z niego trzy czerwone fasoleczki i dała Piance. Stwór zapiszczał przyjaźnie. Następnie zajęła się karmieniem Ery. Jej sowa, widocznie zadowolona zleciała z szafki, na rękę właścicielki.  Alice usmiechnęła się do obu pupilów i wróciła do jadalni,  która, jak zwykle, w biało-zielonej tapecie, ze stołem na środku wokół którego było mnóstwo krzeseł,  była osaczona przez bluszcz którego zbyt dobrze pielęgnował jej ojciec. Weszła do przez hol, który jak większość pomieszczeń był cały w roślinach, kwiatach, pyłkach i innych. Weszła do salonu. Prof. Longbottom już na nią czekał. Ucałowała mamę, która miała nadąsaną minę i wyszła na ulicę. W Hogsmeade, w części wsi było bardzo malowniczo i spokojnie. zielona trawa, na której błyszczały krople rosy, konary drzew, i ich gałęzie wiły się w spokojnym rytmie, a głębokie rowy pomiędzy ulicami otaczały śliczne kwiaty różnych kolorów. Lekki wiaterek, powiewał od strony północnej, roznosząc zapach stokrotek i żonkili, które rosły w ogrodzie jej ojca. Przymocowała do miotły bagaż, wypuściła sowę i wzleciała w powietrze swym piorunem 9. Jej tata skierował swą miotłę w stronę wielkiego kamiennego zamku. Alice poszła w jego ślady. Z całych sił próbowała nie wyprzedzać taty, ale, okazało się to nie możliwę. Mimo, że Neville miał pioruna 6 ilość bagaży obciążało miotłę i powodowało wolne latanie. W końcu dolecieli do szkoły. Powitała ich pani McGonnagall, i poinformowała młodą uczennicę, żeby poszła do swojego dormitorium. Alie skierowała się więc do Ravenclawu. Podeszła do kołatki w kształcie orła. Była tu już nie raz, więc nie zdziwiła się, kiedy kołatka przemówiła:
-Kiedy wymyślono powstanie szkoły Hogwart? -Zadała zagadkę kołatka.
Po kilku minutowym zastanowieniu krukonka odpowiedziała:
-Wtedy, kiedy był na to czas.
-Sprytnie.
Kiedy uczennica została wpuszczona do pokoju wspólnego rozejrzała się. było tam tak jak zawsze.  Nadal posiada wdzięczne, duże, łukowate okna, z których roztacza się przepiękny widok na błonia i stadion quidditcha, a ściany obwieszone są niebieskim i brązowym jedwabiem .Uwypuklony sufit jest pomalowany gwiazdami. Stoły, krzesła i regały obejmują  przestrzeń podłogi, a pomnik z białego marmuru Roweny Ravenclaw stoi obok drzwi.
Uśmiechnięta Alie usiadła, i zauważyła szarą damę, latającą wokół gwiazd.
-Witaj.-Przywitała się.
-Och!-Wystraszyła się szara dama, ale kiedy zobaczyła, że to Longbottomówna odetchnęła.- To ty, co tutaj robisz? Wydawało mi się że jutro będziecie przyjeżdżać!
-Mój tata przywiózł mnie dzień przed.-Uśmiechnęła się krukonka.
Siema :*
Jak tam u was? Bo ja dziś jestem umówiona z Mel!
Chciałam wstawić rozdział już wczoraj, ale...wybrałam się do Krakowa z tatą, i byłam w największym centrum handlowym w Europie! (Nie martw się Mel, tobie też coś kupiłam) 
Ten rozdział, przyznam szczerze, nie wyszedł najlepiej...Sorry :)
Będzie lepiej, dopiero się uczę :D
To co? Czeeee!

\~Wikkusia

czwartek, 14 sierpnia 2014

2.,,Mugolszczyzna'' i ,,Porozmawiam z Nevillem''

Alice siedziała na parapecie sypialni swej koleżanki...nie wiedziała nawet kiedy tam się znalazła. Teraz wszystko wydawało jej się ponure, jak przy ataku dementora. Nawet kochany pokój, otoczony śliczną, żółtą tapetą, na której widniały kolorowe motyle, które latały, jakby była to najfajniejsza czynność pod słońcem, te plakaty z ulubionymi kapelami Miny, ,,Fatalne Jędze'' i ,,Burzliwe Wiedźmy'', nie wspominając już o jej słodkim różowym puszystym przyjacielu, którego kupiła ze sklepu Weasleyów, to wszystko, te wszystkie rzeczy były dla niej jakieś dziwnie szare. Myślała, że przyzwyczaiła się już do tych kłótni, sądziła, że nie może być gorzej, a jednak myliła się. Poczuła, że ktoś smyra jej szyje. Pianka, jej Gipkon, stworzenie które ,,wynalazł'' wujek Greorge, tuliło się doniej. Próbowało pocieszyć właścicielkę. W tej chwili Alice zdała sobie sprawę, że wpatruje się w nią para niebieskich oczy. Uśmiechnęła się delikatnie. Mina odwzajemniła uśmiech, bez ostrzeżenia Scamander'ówna przytuliła ją, skazując Piankę na upadek. Futrzak zaczął piszczeć wściekle na Minę. Dziewczyny wybuchły śmiechem. Właśnie w takich sytuacjach jeden moment pozwala zapomnieć...przynajmniej na jedną chwilę.
No, ale czemu się aż tak wściekła? Przecież tyle razy rodzice się kłócili, czy nie nauczyła się już tego tolerować? NIE. Tolerowała to przez 16 lat. Czy będzie musiała uciec z domu, czy umrzeć, byle to już się skończyło! Nie ma kolegów, nie miała żadnego chłopaka, bo wszyscy boją się, że jej rodzice są ,,nienaturalnie stuknięci'', tak. Tyle razy słyszała takie rzeczy, kiedy przechodziła przez korytarze jej kochanej szkoły, Hogwart. Kiedy poszła tam po raz pierwszy, miała nadzieję, że będzie miała spokój, przez te 10 miesięcy, ale nie! Przecież rodzice musieli się kontaktować, a jak to najlepiej zrobić? Przez wyjce! I tak za każdym śniadaniem, z stołu nauczycielskiego dochodził ten sam krzyk, ten sam głos jej matki. Mina miała na tyle uproszczoną sprawę, że jej ojciec nie nauczał w jej szkole. Wtem usłyszała krzyki, dobiegające z dołu, najprawdopodobniej z jadalni. Spojrzała na Minę. Mina miała minę, jakby odwołali pociąg do Hogwartu. Wypuściła Alice z uścisku. Ona natomiast wzięła Piankę na swoje ramie. Mina podeszła do drzwi. Alice zawahała się, ale także zaczęła podsłuchiwać rozmowę.
-Ale Alie jest obrażona na rodziców, nie chce urodzin!
-Jej rodzice kazali nam ją zaprowadzić na imprezę, więc nie mamy wyjścia!Choć Ona jest tak źle wychowywana, jak ona to może znieść, te kłótnie...
-Wiesz, Rolf, my nie jesteśmy lepsi...
-Co?!!
-My też...
-To są normalne sprzeczki.-Orzekł stanowczo.
-Słyszałam, jak Fleur nas obgaduje...
-A co mnie obchodzą Weasleye!
-Ale inne rodziny tak często się nie kłócą...
-Czyli co masz na myśli?
-Ja...No...nic.-Powiedziała Luna, ale Alie poszuła, że to słowo ,,nic'' jest powiedziane bardzo nie pewnie, jakby pani Scamander coś ukrywała.
-No, więc zabierzmy dziewczyny do czterech mioteł, bo jeszcze Mina będzie miała problemy w szkole!-Warknął pan Scamander, widocznie spięty.
-Neville nigdy nie ocenia ludzi po rodzicach!-Zaprzeczyła Luna
-Co Ty powiadasz!
-No!
-Dobra, zabierzmy je do tego przeklętego baru...
Dziewczyny usłyszały kroki. Odeszły, jak oparzone od drzwi. Mina usiadła na łóżku, a Alie na parapecie.
Nie minęła minuta, a pani Scamander otworzyła drzwi od pokoju córki.
-Alice, rodzice proszą, żebyśmy Cię zabrali do czterech mioteł, na urodziny. Przykro mi, że twoi rodzice się pokłócili. Porozmawiam z Nevillem, może coś poradzę...Ale teraz choć, impreza się bez Ciebie nie zacznie!

Alie jednak wiedziała, że nikt na nią nie przyjdzie, Victorie mogła w trzy minuty wysłać swoją płomykówkę do wszystkich znajomych, o tym, że impreza się nie odbędzie. Nie myliła się. Gdy weszła do lokacji, i wysłuchała dłuuuuuuugich przeprosin rodziców, nikt nie przybył. Była już 21.39. ,,Nie przyjdą'' pomyślała. Więc tracąc wszelką nadzieję, że chociaż chłopak Miny, Roger będzie łaskawy przyjść na urodziny, skupiła się na słowach matki Miny ,,nic.'' Coś tu cuchnęło, i to nie od palących się kotletów w kuchni! Czekajcie...Palące kotlety? Jej mama zostawiła jedzenie w kuchni!
-Kotlety się palą! -Pisnęła, ale na szczęście Mina zareagowała natychmiast. odbiegła do kuchenki i jednym pstryknięciem zatrzymała pożar. Alie była pewna, że usłyszała pomruk Miny ,,Mugolszczyzna''
Nagle usłyszały rozmowę, tyle że tym razem Luny i Neville'a.
-Alice jest smutna...tyle razy się kłócicie...Wiem Neville, ja i Rolf też się kłócimy, ale...oboje postarajmy się dawać przyzwoity przykład dla córek...to takie ważne żeby wyrosły na piękne, miłe kobiety...proszę.
-Dobrze...Zrobię to...tylko dlatego że mnie oto poprosiłaś.
Alie i Mina wymieniły spojrzenia...w ich mózgach właśnie kiełkowała pewna myśl...ale natychmiast wyrzuciły ją z głowy. Oni są tylko przyjaciółmi! Prawda?...

~Jak siedzi na parapecie~

Baaaaaardzo krótki...wiem...ale dużo wytłumaczył? Czy mało? Tak, dziewczynki już coś zauważają... za jakieś...nie wiem...2? 3 rozdziały będą w Hogwarcie....Rozdziały będą co tydzień! Zapamiętajcie! Czasem co 8/7/6 dni. Tak. Taka regularność :) I tak! Ubarwiłam życie Miny chłopakiem...który będzie tu jakąś swoją role wykonywał :) I to dużą, ale nie warto go w bohaterach ujawniać...bo po co? XD Paaaa! Do następnego

#Zapraszam, komentujcie! Uwielbiam spamy komentarzami!#

~Wikkusia